Pogoń za utraconą młodością, czy ucieczka przed nadchodzącym końcem? Trudno powiedzieć, jedno jest pewne, ukończywszy 55 lat postanowiłem przejechać samotnie rowerem trasę wzdłuż południowej granicy Polski, meandrując po polsko-czesko-słowackim pograniczu. Ze Zgorzelca do Przemyśla, z zachodu na wschód, 1000 km rowerem przez Polskę A.D. 2021.
Nareszcie, miałem czas by ze sobą porozmawiać, wszak jestem już na ostatniej prostej, tak przynajmniej czuję kiedy te słowa piszę. Pielęgnując wciąż w sobie „chłopaka z podwórka”, chciałem raz jeszcze poczuć we włosach wiatr, radość ze zmęczenia do ostatniego tchu, smak zjedzonego jabłka prosto z drzewa, chciałem raz jeszcze beztrosko pofrunąć przez świat, całkowicie wolny jak ptak. I udało się…
ps. Łamiąc wewnętrzne zasady, tym razem nie zabrałem aparatu fotograficznego, który zawsze towarzyszył mi w podróży. Idąc z duchem czasu, wszystkie zdjęcia zrobiłem telefonem, który pierwszy raz potraktowałem „serio”.